Z okazji 105. rocznicy urodzin Jana Pawła II: Które z przesłań papieża uważa Pan – w dzisiejszych czasach globalnych napięć i kulturowego przełomu – za szczególnie aktualne? Czego młodzi ludzie mogą się nauczyć od św. Jana Pawła II?
Dziś, w czasach przyspieszonej globalizacji, cyfrowych napięć, wojen i kryzysu tożsamości, a także sporów wewnątrz samego Kocioła jedno przesłanie Jana Pawła II wydaje mi się szczególnie istotne: „Nie lękajcie się!”. Nie bez przyczyny powtórzył je również nowo wybrany papież Leon XIV w swojej pierwszej, niedzielnej modlitwie 11 maja.
To w końcu wezwanie do odwagi duchowej, intelektualnej i moralnej wobec chaosu świata i zmian, które zdają się dzisiaj przebiegać w sposób niekontrolowany. Papież Polak nie głosił go jednak abstrakcyjnie — całe jego życie było świadectwem, że nawet w najciemniejszych momentach historii człowiek może pozostać wierny sumieniu i nadziei — bo poza tą pierwszą, najbardziej znaną częścią jest też druga: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. I nie możemy o tym zapomnieć, bo ta odwaga opierać się musi właśnie na Jezusie Chrystusie.
Zwłaszcza dla młodych te słowa to dziś ogromna inspiracja: w świecie, który oferuje szybkie odpowiedzi i płynne tożsamości rodem z książek Zygmunta Baumana, Jan Paweł II proponuje głęboko zakorzenioną wolność, opartą na prawdzie o człowieku i wierze w Jezusa Chrystusa, który przyszedł na świat zbawić nas wszystkich, nie tylko wybranych.
To właśnie jego antropologia — przekonanie, że człowiek jest powołany do miłości i wolności w odpowiedzialności opartej na wierze w Chrystusa— jest dziś na nowo rewolucyjna. Młodzi ludzie mogą się od niego uczyć wytrwałości, pracy nad sobą, ale też odwagi myślenia na własną rękę w oparciu o najtrwalszą istniejącą tej tożsamości kotwicę: Chrystusa. On nie bał się konfrontować z systemami ideologicznymi, ale zawsze czynił to z szacunkiem dla człowieka. Nawet jeśli stał po drugiej stronie barykady, czego przykładem chociażby praca, jaką Jan Paweł II, nawet za pośrednictwem swojego rzecznika, Joaquina Navarro-Vallsa wykonał, aby szukać możliwości kontaktu z takimi postaciami jak Fidel Castro czy Michael Gorbaczow. W epoce polaryzacji i społecznych baniek to niezwykle ważne. I to właśnie to „non abbiate paura” wciąż i wciąż zdaje mi się być najważniejsze.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem nie-Włochem od stuleci. W jaki sposób polskie pochodzenie papieża wpłynęło na jego spojrzenie na Kościół na świecie?
Faktycznie, Jan Paweł II wniósł ze sobą do Watykanu zupełnie inne doświadczenie — doświadczenie Kościoła cierpiącego, Kościoła milczącego, ale duchowo potężnego — Kościoła teoretycznie pod butem i opresją komunistycznych oprawców, ale faktycznie wolnego, bo głęboko zakorzenionego w społeczeństwie. Karol Wojtyła sam w końcu dorastał w cieniu totalitaryzmów, w rzeczywistości, w której wiara nie była oczywistością, lecz wyborem. Czasem nawet heroicznym. Jego polskość, uformowana przez kulturę romantyczną, tradycję narodową, a także doświadczenie wojny i komunizmu, dawała mu unikalną perspektywę. To on w końcu powiedział, że Europa ma dwa płuca: wschodnie i zachodnie, które rozłączone przez wojenną zawieruchę najwyższy czas połączyć na nowo.
To dzięki tej właśnie perspektywie patrzył na Kościół nie z punktu widzenia centrum ale swoistych, ówczesnych peryferii. Bo Kościół zawsze musi być tam, gdzie toczy się jakaś walka; zmaganie o dusze ludzi. Jan Paweł II rozumiał więc wagę ludzkiego cierpienia, rolę narodowej tożsamości, potrzebę dialogu między kulturami dlatego właśnie, bo pochodził z tego unikalnego zakątka świata, w którym Wschód łączy się z Zachodem a tradycja śródziemnomorska z germańską. Dlatego tak bardzo angażował się w podróże apostolskie i odwiedził niemal cały świat, nie po to, by dominować, ale by słuchać i umacniać. Papież z Polski był więc symbolem uniwersalizmu Kościoła. Nie w sensie jednolitości, ale jedności w różnorodności właśnie.
Którą książkę autorstwa Jana Pawła II lub o Janie Pawle II poleciłby Pan młodym ludziom, którzy szukają dostępu do tego świętego, który zmarł zanim oni sami przyszli na świat?
Poleciłbym „Przekroczyć próg nadziei”. To książka-wywiad, która łączy głębię myślenia z prostotą stylu. Jan Paweł II mówi w niej nie jak urzędnik Kościoła, ale jak ojciec, filozof i mistyk. Dotyka kwestii wiary, sensu życia, wolności, cierpienia i religii – ale w sposób, który może trafić do każdego. Dla młodych to świetne wprowadzenie do jego duchowości i sposobu myślenia. Warto też przeczytać króciutką książeczkę, którą przygotował Vittorio Posenti, kiedy jeszcze w czasie konklawe napisał do kardynała Karola Wojtyły i w której prosił go, aby ten odniósł się do kilku istotnych kwestii dot. Katolickiej Nauki Społecznej. Książka ta wyszła dopiero po wyborze Karola Wojtyły na papieża, ale do dzisiaj nie straciła nic ze swojej aktualności.
Z książek o nim poleciłbym z kolei „Świadectwo” kard. Stanisława Dziwisza bo to zapis bliskiej relacji i codzienności świętego, który dla wielu pozostaje pomnikiem. Ta książka pokazuje, że Jan Paweł II był także człowiekiem – z poczuciem humoru, zmaganiami, modlitwą i niezwykłą wrażliwością. W końcu zaś „Moje lata z Janem Pawłem II” legendarnego rzecznika papieża-Polaka, Joaquina Navarro-Vallsa.
Pana książka „Dekada Franciszka” cieszy się w Polsce dużym zainteresowaniem. Co, Pana zdaniem, pozostanie po pontyfikacie papieża Franciszka?
Papież Franciszek redefiniował nie tylko język Kościoła, ale i sposób sprawowania władzy duchowej. Pozostanie po nim Kościół bardziej misyjny niż instytucjonalny, bardziej towarzyszący niż sądzący. W mojej książce piszę, że Franciszek otworzył Kościół na nowe procesy: na peryferie, na klimat, na dialog międzyreligijny, ale też na pytania, które wcześniej były spychane jak rola kobiet, ubogich, czy świeckich. To, co pozostanie po Franciszku, to więc przede wszystkim hermeneutyka miłosierdzia: czytanie Ewangelii przez pryzmat współczucia i przebaczenia. Franciszek nie zmienił doktryny, ale przesunął akcenty, w części kwestii kontynuując to przesunięcie właśnie po Janie Pawle II. Mam na myśli kwestie peryferii, wychodzenia do każdego człowieka i odkrywania tego, co najpiękniejsze, bo najbliższe wykluczonym i migrantom, w Katolickiej Nauce Społecznej właśnie. Franciszek pokazał, że Kościół musi być nie tylko stróżem prawdy, ale i szpitalem polowym dla rannych duchowo. Po nim Kościół nie będzie już taki sam; musi być bardziej otwarty, mniej instytucjonalny, bardziej ewangeliczny.
Jakie wrażenie robi na Panu papież Leon XIV? Jak odebrał Pan osobiście moment „Habemus Papam“?
Stałem wówczas pod balkonem bazyliki św. Piotra. Kiedy zobaczyliśmy biały dym, cały plac jakby się zagotował. To było jak powrót ojca do domu, moment na który wszyscy czekali.
„Habemus Papam” zawsze jednak też niesie z sobą emocje – to jak początek nowego rozdziału w historii Kościoła i świata. W przypadku papieża Leona XIV było podobnie. Czuć było napięcie, ale i wielkie oczekiwanie, nadzieję. Leon XIV uderzył swoją prostotą, spokojem, ale i duchową siłą. Od początku było widać, że to człowiek modlitwy, ale i pokoju w duchu swoich poprzedników. Człowiek zintegrowany, na którym Kościół może po prostu polegać.
Moje pierwsze wrażenie? To papież kontemplacji i działania jednocześnie. Nie ideolog, ale duszpasterz. Nie rewolucjonista, ale reformator, konsekwentny jak się wydaje. Wyważony, a jednocześnie odważny w słowie, no i świetnie czujący współczesny świat. Świadczą o tym choćby jego słowa, wypowiedziane do dziennikarzy 12 maja, kiedy wspomniał o tym, że jedynie społeczeństwa dobrze poinformowane mogą podejmować dobre decyzje. To też papież, który nie stawia siebie w centrum, ale umieszcza tam Chrystusa i Jego pokój. A dziś po czasach ogromnych napięć i zmęczenia Kościoła sporami taka postawa wydaje się zbawienna. To więc też „papież międzyświata”, który łączy w sobie wrażliwość peryferii i znajomość kościelnego centrum, pracował w końcu wiele lat w Kurii Rzymskiej. Dominuje więc nadzieja i jakaś forma oczekiwania oraz ciekawości wobec tego, co wydarzy się najbliższych tygodniach i miesiącach. Sądzę bowiem, że będą one kluczowe dla tego pontyfikatu. To papież młody, możemy więc spodziewać się że porządzi Kościołem przez jakiś czas.
Już w swoim pierwszym przemówieniu „Regina Caeli” papież Leon XIV pokazał, że jest zdecydowanym orędownikiem pokoju. W szczególności wymaga „prawdziwego, sprawiedliwego i trwałego pokoju” na Ukrainie. Czy widzi Pan podobieństwa między Leonem XIV a Janem Pawłem II, który zajął podobne stanowisko na przykład w konfliktach o Falklandy, na Bałkanach i na Bliskim Wschodzie?
Zdecydowanie tak. Obaj papieże rozumieją, że Kościół nie może być obojętny wobec cierpienia narodów, że musi być tym głosem wykluczonych i bitych. Dla Jana Pawła II pokój był nie tylko sprawą polityczną, ale duchową bo wynikał z prawdy o człowieku stworzonym do relacji i wspólnoty. Dlatego tak stanowczo występował przeciwko wojnie czy to w Iraku, czy na Bałkanach; jakiejkolwiek wojnie. Uważał, że wojna jest zawsze porażką ludzkości.
Leon XIV idzie więc tą samą drogą. Jego słowa o „pokoju prawdziwym, sprawiedliwym i trwałym” brzmią jak echo nauczania św. Jana Pawła II. To nie pokój narzucony siłą, ale oparty na godności, prawdzie i dialogu. Obaj papieże wiedzą, że misją Kościoła nie jest wspieranie stron konfliktu, lecz budowanie mostów nawet tam, gdzie po ludzku to niemożliwe. A papież to w końcu „pontifex”, budowniczy mostów. Któż więc miałby lepiej podjąć się tego zadania, niż głowa Kościoła?
W tym sensie Leon XIV może być kontynuatorem duchowej linii Jana Pawła II — Kościoła jako sumienia świata, Kościoła, który nie milczy wobec niesprawiedliwości, ale robi to z ewangeliczną miłością i mądrością. Dokładnie w myśl pierwszych słów, które wypowiedział z balkonu bazyliki św. Piotra: Pokój niech będzie z Wami. Chciałbym więc, aby był to właśnie i zwłaszcza, pontyfikat pokoju.
Michał Kłosowski, watykanista i publicysta, twórca programów radiowych i telewizyjnych. Autor książki „Dekada Franciszka”, pracuje nad rozprawą doktorską na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie.